czwartek, 20 stycznia 2011

Bangladesz


Byłam Tam, widziałam Coś.

Zakochałam się w Bangladeszu. Nepal jest zimny, surowy, ascetyczny. Bangladesz to kraj obfitości, wszechogarniającej hojności. Wszystkiego jest tu jakby za dużo. Rzek, ryksz, ulicznych sprzedawców. Pola są tu zieleńsze nawet niż w Indiach. Słońce świeci mocniej niż gdzie indziej. Herbata jest najsłodsza na świecie.

Co tam jest? Dziś jestem gotowa odpowiedzieć Wam na to pytanie. Bengalczycy mówią słabo po angielsku, ale rozdział pierwszy podręcznika przerobili porządnie. Tak więc co raz słyszy się na widok obcokrajowca:„What is this?”.
„This is egg” – pyta i odpowiada sam sobie pan sprzedający jajka na twardo z ręki (uliczny przysmak nr 1). Tak więc gdybym mogła powiedzieć w skrócie, co tam jest, a jednocześnie stworzyć hasło reklamujące turystykę bengalską, powiedziałabym:

This is river (mają ich najwięcej na świecie)


This is rice (j.w.)


This is rikshaw (j.w.)

This is Bangladesh

Pierwszego dnia po przyjeździe do Bangladeszu kupiłam sobie gazetę. A tam można było przeczytać o zamachach w Iraku i o tym, że Elton John będzie miał dziecko, które urodzi mu wynajęta do tego kobieta (co za zwyrodnienie się szerzy na tym świecie, gdzie tyle dzieci cierpi z głodu – wnioskuje Benglaczyk). Zamknęłam gazetę i pomyślałam: jest tylko jedna oaza spokoju na Ziemi, a ja właśnie do niej dotarłam.

Podróżowaliśmy na początku w grupie 6-osobowej, w której trzy osoby mówiły po bengalsku. Turystów tu nie ma, więc pewnie doprowadziliśmy ten 150 milionowy naród do przekonania, że 50% obcokrajowców zna ich język, co tylko utwierdziło ich w przekonaniu, że Bangladesz leży w centrum świata.

Z innych ciekawostek:
- w Bangladeszu jest zakaz używaniu torebek plastikowych!
- na wsi, a nawet w Dhace, mega metropolii, jest czysto!
- drogi są super, nawet na wsi są wyasfaltowane drogi dla ryksz.
- wizyta w lokalnym kinie na prowincji to prawdziwa podróż do przeszłości: za ekwiwalent 1zł można poczuć się jak w kinie objazdowym w latach czterdziestych.
- ludzie się tu ciągle uśmiechają, jakby nie pamiętali, że żyją w najbiedniejszym kraju świata.

Nie pozostawało mi więc nic innego, jak uśmiechać się do nich.

A gdy dotarłam na koniec na lotnisko okazało się, że.....mój lot nie istnieje! Przychodzi do mnie pan z United Airways i mówi, że zaszła pomyłka, że mojego lotu nie ma i nigdy nie miało być....cóż, pan był sympatyczny, więc pogadaliśmy sobie o życiu. Po kwadransie miłej konwersacji poinformował mnie jednak, że zabiera mnie teraz do biura linii lotniczych, gdzie okaże się co z moim losem. „I proszę przestać się uśmiechać, chociaż na te pół godziny!” – prosił mnie pan przez całą drogę do biura. Ciężkie to było zadanie, ale jakoś wytrzymałam i doleciałam do Katmandu jeszcze tego samego dnia.

Czekając kilka godzin na lotnisku poszłam na kawę. Przysiadł się do mnie ktoś oczywiście, bo samotność to najgorsza rzecz na świecie – myśli większość mieszkańców tej części świata. Ów Bengalczyk, który mnie zagadnął, właśnie leciał do Delhi, gdzie mieszka i pracuje. Opowiadał mi, jak strasznie jest w Indiach. Ludzie są niemili. Wszyscy oszukują. A w Nepalu nie był, ale tam z kolei jest zimno, więc z założenia nie może być dobrze. Wreszcie trafiłam na gadatliwego człowieka, który nie zadaje mi pytań tylko sam mówi. Mój lot był za 3 godziny. Nie pozostawało mi nic innego jak po prostu siedzieć w spokoju, popijać przesłodzoną kawę i uśmiechać się do mojego rozmówcy. Tak, nigdzie nie jest tak wspaniale jak w Bangladeszu.

Mój nepalski wykładowca, profesor antropologii, mówi, że z punktu widzenia turystyki są takie miejsca nazywane „unspoilt paradise” (nietknięty, niezepsuty raj), gdzie docierają tylko wytrwali wędrowcy, gdzie życie toczy się tak po prostu, nie żeby kogoś przyciągnąć czy zainteresować. Jakby świat poza nimi nie istniał. Myślę jeszcze raz o zielonych polach ryżowych, o ciepłym piasku plaży, o niekończących się przeprawach łódką przez labirynt bengalskich rzek, o milionie uśmiechów. Tak, to jest raj. Nie dlatego że wszyscy na świecie tak myślą, ale dlatego że jeszcze nikt go nie odkrył.


4 komentarze:

  1. Byłaś u wrót Sundarbanów... Zazdroszczę... czy widziałaś delfina gangesowego? Nie pytam o tygrysy, bo już mnie przeszkoliłaś, że tam żyją ludojady.Po za tym po przeżyciach w Chitwanie już nie muszę oglądać tygrysa w naturze.A jeszcze po przeczytaniu "Żarłocznego przypływu"...
    Pola ryżowe cudne. Zupełnie inne niż dojrzałe złote pola ryżowe w Nepalu. Jedne i drugie piękne.
    Zachwyca mnie kolor plaży. Wgląda dosłownie nieziemsko. Ten kolor szaro-srebrny jak nie z naszej planety...
    No i teraz ja zareklamowałam Nepal jako raj na ziemi... a tu? Piękne!

    OdpowiedzUsuń
  2. Twój blog powinien Coś wygrać. Tyle teraz tych konkursów na najlepsze blogi.
    Powodzenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Absolutnie sie zgadzam, ze blog powinien Cos wygrac, nawet calkiem duze Cos:)
    Siedze w ten najbardziej depresyjny dzien w roku w pracy i napatrzec sie nie moge na to zdjecie ostatnie.. jest serio nieziemskie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki Kochani :) Nie wiem czy mój blog w stylu 'powyrywane kartki z dziennika z końca świata' mógłby coś wygrać, zawsze miałam wrażenie, że najpopularniejsze są blogi o gotowaniu, ale jestem częścią wirtualnego świata od niedawna, więc może się nie znam ;) Najważniejsze że Wam się podoba :)

    OdpowiedzUsuń