środa, 8 września 2010




Żyję! Uwierzcie mi, tutaj to wcale nie jest takie łatwe i oczywiste ;)

W 5 dni zaliczyłam:
- jeżdżenie po mieście na motorze – jako pasażer oczywiście :) wiatr we włosach, ogłuszający tumult klaksonów, szalony slalom po ulicach Katmandu – chyba się zakochałam! Ale nie w kierowcy niestety, więc z dalszych przygód na motorze nici!
- kilkugodzinne zakupy w sklepie z tutejszymi strojami dla kobiet i lokalne święto kobiet, czyli taniec, jedzenie, taniec, jedzenie i nieustający brzdęk bransoletek. Yes, it’s a women’s world!
- jedzenie rękami – zawsze i wszędzie! Ach! Ma ono jakiś niewytłumaczalny, mistyczny czar.

A oprócz tego:
- śmierdzi/pachnie jak w Kalkucie :)
- rozumiem nepalski!
- jechałam taksówką mniejszą od malucha w 6 osób!
- najprzystojniejsi mężczyźni w Nepalu to policjanci z drogówki, stoją na każdym skrzyżowaniu. Dobrze że nie mam motoru, bo jeszcze powodowałabym zagrożenie dla płynności chaotycznie płynnego ruchu drogowego w Katmandu!
- ciągle się uśmiecham. I nie wiem dlaczego :)

3 komentarze:

  1. Happy happy Wero! Jak milo czytac takie newsy:) U nas tez wreszcie slonce zaczelo wygladac zza chmur, a ja mam jutro rozmowe o nowa prace, wiec idzie ku dobremu:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zrób nam foto reportaż z smakołyków tamtejszych :)

    OdpowiedzUsuń
  3. u MNIE W SZCZECINIE ZIMNO MOKRO,I JAKIEŚ CHORUPSKO MNIE DOPADŁO:) mIŁE UCZUCIE JEST JAK KTOŚ SIE NA CIEBIE ZAPATRZYŁ I JESZCZE WSZYSTKO LECI MU Z RĄK :))) Z PEWNOSCIĄ BYŁ ZDZIWIONY TYM ŻE BIAŁA KOBIETA MÓWIĄCA W ICH JĘZYKU JE RĘKOMA I SPRAWIA JEJ TO RADOŚĆ!!!

    OdpowiedzUsuń