piątek, 10 grudnia 2010

Józef K. pochodził z Bangladeszu

Ciemność. Słychać tylko delikatny dźwięk bambusowego fletu. Prosta melodia, tak prosta jak zagrana przez pasterza na zielonych równinach Bangladeszu. I widzimy go nagle, w tej ciemności....albo tylko w naszej wyobraźni.

Zaraz jednak ciemność rozświetla promień światła i widzimy prawdziwego człowieka. Jednego. Dwóch. W czerni. Nie, nie będzie to opowieść o zielonych polach ryżowych. Będzie to opowieść o nas samych. O człowieku, który boi się rzeczywistości. Który jest sam, ale jednocześnie nie całkiem sam. Są jeszcze jego myśli; poważne, trywialne, paraliżujące. Które przychodzą do niego znienacka, w tej jednej strasznej chwili między snem a jawą, między marzeniami a codziennością, kiedy musimy wstać z łóżka i powrócić do rutyny dnia powszedniego.

Jesteśmy w teatrze w Nepalu.
Oglądamy grupę z Bangladeszu.
W adaptacji opowiadania Franza Kafki.

Sztuka wystawiana jest po bengalsku. Tak, jak się łatwo domyślić, jestem jedną z kilku może osób na sali, która rozumie słowa wypowiadane przez aktora. Nie przeszkadza to jednak nikomu. Każdy z nas zna przecież to uczucie ciemności, kiedy wiemy, że zaraz słońce rozświetli świat i będziemy musieli zacząć kolejny dzień. Każdy rozumie tę prostą, kojącą melodię fletu, która nie przynależy do żadnego kraju, ale dochodzi do nas z dalekiej krainy snów.

Przez tą krótką godzinę wcale nie jesteśmy w Nepalu.
Nie w dalekiej ojczyźnie Franza Kafki także.
Nie w słonecznym Bangladeszu.
Nie w chłodnej sali w Katmandu.

Jesteśmy w Teatrze.


Właśnie dobiegł końca Międzynarodowy Festiwal Teatralny, Katmandu 2010. Czas powrócić do przeraźliwie zwyczajnej codzienności.

2 komentarze:

  1. Wciągnęłam się przez chwilę w tę atmosferę dziwnego stanu umysłu...
    i dobrze że to tylko teatr...

    OdpowiedzUsuń
  2. Po prostu niesamowitie.. nie przypuszczalam ze doswiadczysz w nepalu takiego Kafki.. rzeczywiscie niesamowity stan..I wszysto naraz: bangla, nepal, kafka..

    OdpowiedzUsuń