Przepraszam, że zamęczam Was, drodzy Czytelnicy mojego bloga, takimi ekologicznymi tematami, ale 11 grudnia obchodziliśmy (tak, tak, Wy też) Międzynarodowy Dzień Gór.
Tego dnia, jak każdego innego, słuchałam rano radia BBC i informacja o Dniu Gór pojawiła się w serwisie informacyjnym. BBC nadało krótką rozmowę ze szwajcarskim ‘ekspertem’, który powiedział: Jak globalne ocieplenie dalej będzie postępować tak szybko, to za kilkadziesiąt lat nie będziemy mieli gdzie się wspinać czy jeździć na nartach. Ale ci Europejczycy to idioci! – pomyślałam, dzieląc zapewne moje uczucie oburzenia z innymi słuchaczami z Nepalu, a pewnie także kilku innych krajów świata. Krajów dzikich i potężnych Gór.
Góry to coś więcej niż szczyty do zdobycia. Więcej też na pewno niż na jazda na nartach, nawet jeśli bardzo uwielbiamy to robić. Z każdym rokiem temperatura w Nepalu podnosi się o 0,6 stopnia. Kiedy narzekamy na letnie upały w Warszawie nie myślimy: O, właśnie wymarł kolejny język. Właśnie wyginą kolejny gatunek ptaków. Właśnie przez to w Katmandu nie ma prądu, bo w elektrowniach wodnych jest coraz mniej wody – jest jej po prostu mniej w wypływających z Himalajów rzekach.
Aby podkreślić doniosłość Dnia Gór w Katmandu organizowany jest co roku w połowie grudnia Międzynarodowy Festiwal Filmów Górskich. Z pokazywanych na nim filmów dokumentalnych i nie tylko możemy się dowiedzieć na przykład, co ma wspólnego globalne ocieplenie z wymieraniem języków. A odpowiedź jest dość prosta, chociaż tak trudno jest nam dostrzec tę zależność. Wyższa temperatura oznacza mniej roślinności w wysokich partiach gór; mniej roślinności oznacza, że zwierzęta np. kozy nie mają co jeść; jeśli kozy nie mają co jeść, to ludzie je pasący muszą zmienić zawód, którym trudnili się od wieków; zmiana zawodu wśród nomadycznych plemion górskich oznacza przeniesie się z gór do dolin czyli w praktyce do miast; tak właśnie umiera kolejna kultura i kolejny język.
Przede wszystkim jednak umierają góry.
Można oczywiście od razu zaprzeczyć: bez przesady, wymarcie jednego plemienia składającego się z kilkudziesięciu osób, wymarcie kolejnego języka to jeszcze nie tragedia. Na pewno nie taka, która skłoniłaby Europejczyka do bardziej ekologicznego życia. Z resztą co to ma dla nas za znaczenie – i tak wszyscy w przyszłości będą mówić po angielsku.
Ale wymierające języki to tylko bardzo realny i widoczny znak wielkiej zmiany. Ludzie żyjący blisko natury, bezpośrednio od niej zależni, jak Nepalczycy, widzą to na własne oczy, doświadczają tego na własnej skórze. Kiedy się jest daleko stąd, daleko od krajów Gór, można się łudzić, że wszystko będzie dobrze. Reszta swiata przypomni sobie o nich, kiedy będzie umierać z pragnienia. W końcu większość wody pitnej na Ziemi wypływa ze szczytów pokrytych wiecznym śniegiem. Może śmierć jednego języka naprawdę oznacza powolną śmierć nas wszystkich. Cóż, może więc powinniśmy wspólnie obchodzić zapomniany przez świat Międzynarodowy Dzień Gór.
Hej Wero wreszcie udaje mi sie logowac na Twoim blogu! Yuhu! Czuje sie troche, jakby udalo mi sie zajrzec do Nepalu na chwile:)
OdpowiedzUsuńJje apropos tych gór, jezykow z jednej strony rzeczywiscie to strasznie smutne, z drugiej strony naszla mnie taka refleksja, że przeciez zawsze bylo tak ze cos ginelo, cos odchodzilo.. NIe wiem czy troche nie jest tak, ze ywdaje sie nam ze kiedys sprawy toczyly sie tym "sprawiedliwym" naturalnym biegiem rzecyz, podczas gdy ten bieg nie byl wcale tak sprawiedliwy.. nie wiem
A co z przeznaczeniem?
OdpowiedzUsuńMoże jak nam język wymrze to łatwiej nam się będzie porozumieć we wspólnym? (:P)
To prawda – zgodnie z naturalną zasadą ewolucji wszystko przychodzi i odchodzi. Tylko mam takie wrażenie, że w niektórych miejscach na Ziemi odchodzi więcej niż w innych. I że ten rozkład geograficzny nakłada się na ekonomiczno-polityczny podział świata. A jeśli chodzi o mój wpis: w problemie wpływu globalnego ocieplenia na wymieranie ludów gór zainteresowało mnie to, że wszyscy ludzie na Ziemi, też Ci, którzy na co dzień o tym nie myślą, mają wpływ na to, że gdzieś daleko, daleko coś musi odejść. To nie jeden naród zabija drugi, nie jeden człowiek niszczy własność drugiego, tylko wszyscy bierzemy w tym udział. Ta globalność jest przerażająca.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o przeznaczenie: oczywiście ofiary zmian klimatów traktują to często jak przeznaczenie. Ale chciałam zaznaczyć, że hindusi i buddyści są zgodni: wiara w przeznaczenie nie zwalnia nas z obowiązku dobrego postępowania i nie usprawiedliwia nas, jeśli czynimy źle, szczególnie jeśli wiemy, że czynimy źle:)