poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Chrystus na końcu świata

„Z okazji Wielkiego Postu zapraszamy na spacer i piknik do Champadevi. Starujemy w sobotę o 10. w Hattibun.”

Takie ogłoszenie zawisło w ostatnią niedzielę na Kościele Wniebowzięcia w Katmandu. Pod ogłoszeniem lista chętnych. 30 osób się już zapisało. Stoję przed tablicą ogłoszeń i wciąż nie mogę uwierzyć. Kościół katolicki, jedyny w Katmandu, organizuje wycieczkę na górę niedaleko miasta, na której szczycie znajduje się Champadevi, czyli....świątynia hinduska!!! Piknik, Wielki Post, bogini Champa, Jezus Chrystus.

Witamy w Nepalu, kraju tysięcy bogów, 4 wielkich religii, i wielu mniejszych, gdzie słowo ortodoksja, czystość, podział religijny tracą swoje znaczenie. Gdzie buddyzm jest bardzo hinduski, hinduizm buddyjski, chrześcijaństwo dziwnie buddyjsko-hinduskie, a gdzieś tam jeszcze krążą muzułmanie, żyjący sobie spokojnie na marginesie religijnej mozaiki. Czym dalej od miast robi się ciekawiej. Dochodzą szamani, bóstwa animistyczne, siły nadprzyrodzone. Góry są bogami, a w drzewach mieszkają duchy przodków.

Wracając jednak do kościoła w Katmandu. Jest to miejsce niezwykłe. Nawet w sferze wizualnej. Wierni i ksiądz siedzą na ziemi. Ołtarz jest więc nisko. Zespół/schola śpiewa rock&rollowe piosenki, które chodzą człowiekowi po głowie cały dzień. Śpiewa się dużo i głośno. Na koniec w amerykańskim stylu ksiądz stoi przed kościołem i mówi „Good morning”.

Wycieczka z okazji Wielkiego Postu to tylko kulminacja wielu innych wydarzeń, które Europejczycy uznaliby za szalone. Nadmienię tylko, że w samym Wielkim Poście mieliśmy już ogłoszenia parafialne: „Proszę nie przynosić własnego jedzenia na spotkania rekolekcyjne – Kościół zapewnia przekąski i napoje”. Numerem jeden jednak wciąż pozostaje dekorowanie terenu kościoła przed Bożym Narodzeniem: zachęcamy do pomocy, dekorowanie potrwa 5 dni. Dziwi się przybysz dlaczego tak długo, a potem prawie ślepnie, tak wszystko się świeci i błyszczy. Nie może też uwierzyć, jak można prowadzić pasterkę w dwóch językach. Można. Kolędy śpiewa się w kolejności: jedna zwrotka po nepalsku, jedna po angielsku itd. A na pasterce tłum straszny – ambasadorowie i inni ekspaci mieszają się z paniami w sari i rozkrzyczanymi nepalskimi dziećmi.

Ostatnio jednak zostałam też jednak zaskoczona bardzo teologicznie, a nie tylko kulturowo-estetycznie. W którąś z ostatnich niedziel wysłuchaliśmy czytania o Samarytance, od której Jezus przyjął wodę do picia. Tu, gdzie dominuje hinduizm oparty na idei hierarchii w zależności od czystości rytualnej, wzięcie z rąk obcego, bez względu na jego pochodzie, wody lub jedzenia jest aktem otwartości lub odwagi. W kazaniu ksiądz bez cienia wątpliwości na twarzy opowiadał więc, że historia Samarytanki to opowieść o dyskryminacji etnicznej i społecznej, o równości wszystkich ludzi, o której naucza Chrystus, o nadziei na godne życie dla każdego. I tyle. Koniec. Myśleliście, że przypowieści biblijne mają znaczenie symboliczne, a nie dosłowne? O tym ksiądz nie wspomniał.

Nie szokuje mnie to już. Tutejszy kościół przełamuje wszystkie stereotypy i czasem jest tak daleki od europejskich, a szczególnie polskich wyobrażeń i przyzwyczajeń, że zmusza do refleksji. Każe nam zadać sobie ponownie to fundamentalne pytanie: o co w tej religii chodzi? Europejczycy tak bardzo strzegą czystości i prawdy, że często zapominają, że ludziom nie chodzi o prawdę zawartą w teologicznych rozprawach, ani o czystość, która nie pozwala nam szanować naszych sąsiadów i przyjaciół. Tutaj w święta hinduskie modli się w kościele za hindusów: o zdrowie i pomyślność. A prawda jest prosta. Zapytajcie nepalskich katolików, o co chodzi w chrześcijaństwie, a nie będą Wam opowiadać o Świętym Tomaszu, o walce o krzyż pod Pałacem Prezydenckim czy o Radiu Maryja. Chodzi o pokój, miłość i równość w różnorodności. I o uśmiech. Tutaj w kościele uśmiecha się częściej. W tym kraju biedy, dyskryminacji i niedawno zakończonej wojny.


Tradycyjnie ubrany Nepalczyk wychodzi ze świątyni Swayambhu w Katmandu, która należy oficjalnie do dwóch wspólnot religijnych: hinduskiej i buddyjskiej.

Annapurna i Sagarmatha (czyli Mount Everest) - obie góry są boginiami.

Plakat z Buddą, Kryszną czy sercem Chrystusa? Wszystkie równie kolorowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz