Coś, co można bez wątpienia powiedzieć o mojej jedynej chyba ostatecznie nepalskiej przyjaciółce, czyli Sreyasie, to to że jest cool. Głupi to przymiotnik, ale pasuje do tej wykształconej w Kanadzie dziewczyny, która mimo że jest w moim wieku, jeszcze nie jest mężatką, a też nikt jej nie traktuje jak starą pannę. No właśnie, bo rodzina Sreyasy też jest cool. I taki jest też jej brat Rishi, na którego ślubie wylądowałam wczoraj. Tak, mogę to chyba stwierdzić bez cienia wątpliwości – wszystkie panny Katmandu straciły najwspanialszego kandydata na męża ;) Bo Rishi to Rishi, ale zostać częścią takiej rodziny, to naprawdę w Nepalu rzadkość.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyMGJxAw3nltpbSqAhthUi0OJ_yZwtxONZSpW7hWPf23uzLzhxuJ-1JmJSDCIvAHj9ure78ufS5eCgOXnwCQwMo0IBARxxGmi2dU4ODJf3G6E9IsjYBv_P8vuLEwRr8VQbkm_tmLY3rwWM/s320/monsoon+wedding+054.jpg)
To było prawdziwe hinduskie wesele. W wielkim domu, dziesiątki wujków, cioć i kuzynów, każdy krzyczy głośniej niż ten poprzedni. Gra muzyka. Dziewczyny w pośpiechu poprawiają makijaż, a zamężne ciocie rządkiem zasiadają na kanapach w salonie, wujkowie gadają w kuchni. Taki cudowny nieporządek. Taniec, deszcz, brzdęk bransoletek i śmiech do łez. Zakumplowałam się szybko z kuzynami, którzy studiują w Stanach, i mieliśmy niezłą zabawę w tym weselnym kiszmiszu. Oni też byli cool.
I tak na ten jeden dzień stałam się trzecioplanową bohaterką filmu Monsunowe wesele. I nawet gdybym się przygotowywała do tego od miesięcy i tak wszystko od fryzury i makijażu po plany założenia sari zepsułby deszcz. Ale za to też kocham Nepal – tu nigdy nie wiesz, kiedy wydarzy się coś zaskakująco cudownego :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz